Żegnali Karola Wojtyłę w Watykanie
Czasu na decyzję było niewiele. W poniedziałek 04.04.2005 70 osób z Lubania, Zgorzelca i Bogatyni podjęło trud i zdecydowało się podążyć z organizatorem wyjazdu księdzem Aleksandrem Leszczyńskim z parafii w Zatoniu-Trzcińcu do Rzymu na pogrzeb Papieża Jana Pawła II.
Relacje mediów, zagranicznych a w ślad za nimi i krajowych były jednoznaczne - w dniu uroczystości w Watykanie może dojść do paraliżu miasta przez miliony pielgrzymów chcących oddać cześć Janowi Pawłowi II. Większość osób z tej grupy odwodzona była od tego wyjazdu przez rodzinę czy znajomych argumentacją m.in. długą i męczącą trasą przejazdu autokaru, niemożnością dostania się na Plac św. Piotra oraz zagrożeniem terrorystycznym. Obraz tego co stanie sie w piątek w Rzymie i Watykanie kreowany przez media był jednoznacznie odstraszający. Ale nie dla wiernych Papieżowi naszych rodaków. Także i tych, którzy wyjechali z księdzem Aleksandrem w środę o godzinie 22.30 z Bogatyni. Oni, a szczególnie ksiądz przewodnik „polskim” zwyczajem wierzyli, że nie ma rzeczy niemożliwych i do Rzymu się dostaną. Prawie 22 godzinna jazda przez Niemcy i Austrię do Włoch ukazała nieco inny obraz rzeczywistości. Spodziewanych „korków” nie było. Do Asyżu, niedaleko którego zarezerwowany był nocleg dojechali w czwartek ok. 17.00 w dobrej formie tak fizycznej jak i psychicznej.
Spotkanie pielgrzymów z naszego regionu z bazylikami Asyżu i działaniami Św.Franciszka „naładowało” ich pozytywnie i umocniło wiarę w niemal bezpośrednie uczestnictwo w ostatniej drodze Karola Wojtyły. Informacje o blokadach dojazdu do Rzymu nie zraziły ich a szczególnie księdza Aleksandra, który „przedzierał się” kierując z determinacją dwa autobusy do centrum miasta. Niemożliwe stało sie faktem gdy o 6.00 rano dotarli do Rzymu. Jako jedni z nielicznych gdyż większość zmotoryzowanych Polaków kierowano do „telebimów” zamontowanych na obrzeżach Rzymu w dzielnicy Tor Vergata, znajdującej około 25 km od Bazyliki św. Piotra. Jeszcze godzina i nasi pielgrzymi byli na prawie pustym parkingu, który zlokalizowano zaledwie 4 km od Watytkanu. Oprócz nich były tylko dwa także polskie autobusy pilnowane przez trzy samochody włoskiej policji municypalnej.
Szybka decyzja pieszego marszu spowodowała, że 15-osobowa grupa młodzieży z naszego regionu „przedarła” się około 10.00 do samego centrum uroczystości na Plac św. Piotra i uczestniczyła w nich od samego początku. Pozostali oddali cześć Papieżowi w modlitwie przy ustawionych niedaleko „telebimach” lub pobliskich kościołach.
Gdy pojawiłem się przed 8.00 w pobliżu Watykanu zobaczyłem tłumy, przede wszystkim ludzi młodych i naszych rodaków, które dochodziły do Placu św. Piotra. Część z nich budziła się po nocy spędzonej na przymostowych plcykach na Tybrze. Język polski oraz nasze flagi narodowe były praktycznie wszędzie. Dominowały, podobnie jak duch i wola bycia jak najbliżej przy Papieżu w jego ostatniej drodze. Próbowano przedzierać się przez blokady różnymi sposobami, z których ten tzw. „za samochodami” był dość niebezpieczny ale skuteczny. Z kierunku Placu Weneckiego jedna za drugą zdążały na Palc św. Piotra delegacje rządowe. Każdy ich przejazd otwierał szansę na przedarcie się do Papieża. Młodzi zdeterminowani rodacy wykorzystywali takie okazje bezbłędnie.
Trudno opisać przeżycia jakie dała msza pożegnalna. Oklaski, które otrzymał Karol Wojtyła gdy niesiono jego trumnę do podziemii były wyjatkowe, niezmiernie długie i serdeczne. Jej uczestnicy nie potrafili ukryć w tym momencie wzruszenia. Widziałem także wielu płaczących Włochów. Dobra ale wietrzna pogoda na tę chwilę zmieniła się radykalnie – wyjrzało słońce. Koniec mszy odbywał się w dość dużym zachmurzeniu a kilka godzin po jej zakończeniu Rzym pogrążył się w strugach deszczu. Płakali nie tylko wierni Karolowi Wojtyle ale i cały świat, także ten nad Rzymem.
Źródło: REGION Europy nr9