• Piłkoszalony

    Polska piłka nożna i ja: bilans życia.
  • Kto tu jest Niemcem?

    Ljuba, Perse i Mehmet żyją i pracują w Niemczech, bo tak wyszło. Są obywatelami Niemiec, ale nie czują się Niemcami.
  • Niemieckie media - Kupieni dziennikarze

    “Kupieni dziennikarze. Jak niemieccy politycy, tajne służby i finansiści wpływają na media w Niemczech” - książka Udo Ulfkotte miała od 2014 roku już 6 wydań.
  • BANKSTERZY

    Banksterzy to tacy ludzie, którzy oferują parasol, kiedy świeci słońce. Ale jak tylko zacznie kropić, to ten parasol zabierają.
  • Riese mroczny olbrzym

    Góry Sowie są górami tajemnic. Znajduje się tam wiele kompleksów podziemnych korytarzy i hal. Co chcieli w nich umieścić hitlerowcy? Fabrykę broni rakietowej czy centra badawcze nad bronią atomową lub kwaterę główną samego Hitlera?
  • Pamiętniki Hitlera - Fałszerstwo stulecia!

    Spokojnie przyjąłem karę za własną głupotę, bo dałem się nabrać fałszerzowi Konradowi Kujauowi. Wkurzało mnie tylko podłe zachowanie redakcji i kierownictwa wydawnictwa, dla których przez 30 lat ryzykowałem zdrowie i życie — mówi Gerd Heidemann.
  • Alternatywa dla Niemiec

    Opinie, które jeszcze 10 czy 20 lat temu można było wyrażać bez problemów, w dzisiejszych czasach szybko są odrzucane jako populistyczne, radykalne, bez serca, niemoralne, itp. - mówi Frauke Petry.

Piłkoszalony

Kiedy to 19 kwietnia 1960 roku, w poniedziałek, obudził mnie dzwonek telefonu, trwający nieprzerwanie przez kilka minut, pomyślałem od razu o swojej matce, która zwykła była mawiać: „Skończ z tym futbolem! I nie pij tyle!”. Co do piłki — to byłem w stanie ją zrozumieć. W Zagłębiu Ruhry, gdzie mieszkała moja rodzina, nie było żadnego innego tematu; mój ojciec i ja kibicowaliśmy Schalke 04, nazywanym „Polackenklub” („klub Polaków”), a pozostali krewni klubowi z mojego rodzinnego miasta, VfL Bochum. Ale alkohol? Od wczesnej młodości uprawiałem intensywnie sport, przez długi czas żyłem wstrzemięźliwie i dopiero praca w redakcji gazety powojennej, której pracownicy nie oszczędzali się w spożyciu piwa i wódki, wprowadziła mnie w życie alkoholika.

Mecz kwalifikacyjny do Olimpiady Polska-Niemcy

Tym, co mnie sparaliżowało tego przedpołudnia, kiedy telefon w warszawskim hotelu Bristol nie przestawał przeraźliwie dzwonić, okazało się wrażenie, że nie potrafię już oddzielić myśli od wspomnień. Pierwszy raz w życiu „urwał mi się film”. Próbując odtworzyć przebieg wydarzeń, doszedłem do tego, że wszystko zaczęło się na stadionie narodowym w Warszawie, gdzie relacjonowałem jako redaktor sportowy mecz kwalifikacyjny do olimpiady Polska-Niemcy dla „10-Pfennig-BILD” (taki tytuł nosił wówczas BILD). Republika Federalna Niemiec, która wyłączyła z rywalizacji w krajowych kwalifikacjach w roku 1959 drużynę NRD, przegrała wynikiem 0:3 w pierwszym meczu z Polską rozegranym 29 listopada 1959 w Essen. Tak więc tylko dwóch dziennikarzy towarzyszyło drużynie podczas meczu rewanżowego w Warszawie, który nie pozostawiał właściwie żadnych szans. Ponownie zakończył się on zwycięstwem Polski, przy wyniku 3:1. Polska miała pojechać na rozgrywki do Rzymu. Niemieccy piłkarze zostali w domu.

Zadzwoniłem do Hamburga, aby opowiedzieć swoją historię. I wtedy sąsiad z trybuny prasowej, kolega mówiący płynnie po niemiecku, zapytał mnie, czy mam już jakieś plany na wieczór. Nie miałem. Byłem po raz pierwszy w Polsce i zaskoczyło mnie, że warszawska starówka po 15 latach od zakończenia wojny została tak dobrze odbudowana, nie zastanawiałem się jednakże, mimo że miałem wtedy dopiero 25 lat, nad dalszym przebiegiem wieczoru. Polski kolega, Leon Moczko z Opola, poszedł ze mną wtedy do baru Krokodyl, gdzie były niewiarygodnie piękne dziewczyny i niewiarygodnie dużo wódki. Leon napominał mnie wciąż, żebym jadł ogórki, słoninę i inne rzeczy, które wciąż nam podawano. Ja jednak piłem i delektowałem się wódką tak jak wszyscy, zarówno na sposób polski (z dużych szklanek), jak i niemiecki (nie jedząc niczego pomiędzy). Leon zadbał w końcu o to, żebym dotarł do hotelu w miarę wyprostowany. Panowie z recepcji doprowadzili mnie, poprawka: wnieśli mnie do mojego pokoju — a następnego dnia w południe odprawili w drogę na lotnisko, żebym mógł zdążyć na wyczarterowany przez Niemiecki Związek Piłki Nożnej samolot do Düsseldorfu.

Obok mnie w śmigłowcu siedział Willi Schulz. Zmartwiony, kilka razy mnie zapytał, czy może mi jakoś pomóc. Był to ten Schulz, który później — jako zawodowiec w HSV — zyskał sławę jako Worldcup-Willi. Wtedy grał jeszcze dla Union Günnigfeld, klubu z przedmieść Bochum-Wattenscheider, który dość dobrze znałem, ponieważ mieliśmy go w naszej klasie okręgowej, kiedy byłem jeszcze aktywny. Jeżeli chodzi o olimpiadę, chciałem w ten sposób zwrócić uwagę na to, że my, „dobrzy” zachodnioeuropejscy kapitaliści, graliśmy z prawdziwymi amatorami z niższych klas przeciwko reprezentacji narodowej kraju A — „złych” wschodnioeuropejskich komunistów. Do naszej ekipy w Warszawie należał również niejaki Otto Rehhagel. Od kiedy został trenerem reprezentacji Grecji i wraz z nią zdobył tytuł mistrza Europy w 2004 roku, zna go każdy piłkarz na świecie. Wtedy był jeszcze obrońcą w klubie TuS Helene Essen. Helene to była nazwa kopalni. Obojętnie, czy amatorzy, czy „amatorzy państwowi”: prawda jest taka, że Polska miała w roku 1960 bardzo silną drużynę ze światowej klasy napastnikiem Lucjanem Brychczym z warszawskiego klubu Legia. Do dzisiaj jest legendą klubu. Interesowały się nim Real Madryt i AC Milan. Ale jako oficer Lucjan naturalnie nie mógł wyjechać za granicę.

Całość w nowym wydaniu dostępnym w salonach EMPIK od 16.05.16

Źródło: REGION Europa 1/2016