Święto wolności?
Z wejść do metra wyłaniają się wciąż setki ludzi. Kto ma przy sobie parasol, otwiera go. Pozostali naciągają na głowy kaptury lub próbują schować się pod dach stworzony z rozciągniętych już na ulicach tysięcy parasoli. Między Reichstagiem a Bramą Brandenburską nie ma już praktycznie przejścia. Wielu berlińczyków i przybyszów uzbrojonych w butelki z szampanem i aparaty fotograficzne oczekuje rozpoczęcia obchodów. Krótko po dziewiętnastej zaczyna się uroczystość z wystąpieniami polityków. Prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, jako pierwszy przypomina, iż Francja i Niemcy stały naprzeciw siebie w dwóch strasznych wojnach, i że właśnie z tych zdarzeń wyrasta odpowiedzialność za przyjaźń, braterstwo oraz solidarność. Po nim przemawiają: prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown i minister spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych, Hillary Clinton, która – podobnie jak kanclerz Angela Merkel – zwraca uwagę na znaczenie takich krajów, jak Polska, które walnie przyczyniły się do obalenia muru. Na długości 1,5 kilometra między Placem Poczdamskim a Reichstagiem rozstawiono kolorowe, ponaddwumetrowe, symboliczne części muru – tak zwaną „Galerię Domino”. Trochę z opóźnieniem, po dwudziestej, były prezydent Rzeczypospolitej przewraca pierwszy fragment muru, a ten z kolej przewraca następny itd. Efekt upadających klocków domino ma przypomnieć o skutkach, które wywołało w całej Europie zburzenie muru berlińskiego. „Pokazaliśmy Niemcom, jak należy walczyć, by skończyć ten system” – powiedział były prezydent Lech Wałęsa tuż przed popchnięciem pierwszej kostki domina symbolizującego upadek muru. „To naród niemiecki, inne narody wymusiły na politykach decyzje, które musieli podjąć, a nie ich mądrość, chęci jakieś” – zaznaczył Wałęsa. Potem padły ostrzejsze słowa: „Jeśli z tego wydarzenia wyciągniemy wnioski, to zbudujemy silną Europę. A jeśli będziemy opowiadać dyrdymały o politykach, którzy mówią, że odnieśli zwycięstwo, to ta Europa będzie czekała na kolejną szansę, po której być może się podniesie”. Następnie Wałęsa pchnął domino, ale tak nieszczęśliwie, że przewrócił kamerzystę. Efektem był stłuczony kręgosłup byłego prezydenta i naderwane mięśnie nogi oraz kroplówka w wojskowym szpitalu. Publiczność wiwatuje, pcha się do barierek, aby dojrzeć walące się styropianowe części muru. Deszcz na moment przestaje padać. Wkrótce Jon Bon Jovi zaczyna rozgrzewać tłum swą piosenką „We Weren’t Born To Follow”. Jest zimno, ale wygląda na to, że muzyka oraz przyniesiony przez ludzi alkohol zaczyna rozluźniać uczestników imprezy. Po dwudziestej pierwszej uroczystość koronują wielkie fajerwerki. DJ muzyki elektronicznej Paul van Dyk prezentuje publiczności swój specjalnie na tę okazję napisany hymn „We Are One”.
Jesteśmy jednym narodem?
Czy po dwudziestu latach od upadku muru jesteśmy rzeczywiście „One”, jak to widzi Paul van Dyk w swojej kompozycji? Kilka dni po uroczystościach we wschodnim Berlinie można było zobaczyć rozwieszone na murach plakaty, które głosiły: „My jesteśmy jednym narodem! Wy jesteście innym”. Mimo upływu dwudziestu lat, wciąż jest wielu wrogów połączenia Niemiec. Czy są jakieś powody, które mogłyby tę wrogość usprawiedliwić? Otóż każdego roku w Niemczech z zachodu na wschód przepływa 70-80 miliardów euro. W ten sposób tylko do końca roku 2009 połączenie Niemiec będzie kosztowało 1,4 biliona euro. Niestety produkt krajowy brutto od lat przeżywa stagnację i nie przekracza 70% poziomu PKB mieszkańców zachodniej części kraju. Również pensje i emerytury na wschodzie są niższe. Do tego dochodzi fakt, że co roku na zachód przeprowadza się 50 000 ludzi w poszukiwaniu zatrudnienia. Stale dojeżdżających do pracy jest w Niemczech 300 000, z czego wschodu większość dojeżdża właśnie na zachód. We wschodnich landach ubywa ludności. Coraz więcej przedsiębiorstw w dawnej NRD jest zamykanych. Od 2014 roku trzeba się liczyć z mniejszym wsparciem z funduszy europejskich, a 2019 kończy się pakiet solidarnościowy utworzony przez Niemców po zjednoczeniu. Tak więc perspektywy są ponure i ludzie zaczynają pytać, jak będzie wyglądać wschodnia część Niemiec w przyszłości. Jak na razie wygląda na to, iż była NRD wciąż będzie gospodarczo opadać i może w ten sposób osiągnąć historyczne dno. Coraz więcej obywateli będzie wyprowadzać się na zachód, który będzie musiał te masy zintegrować. W dodatku Niemcy zachodnie dalej będą pompować miliardy we wschód, aby tylko utrzymać podstawowe warunki społeczne. To jednak zaszkodzi i jednym, i drugim. Także nowa koalicja rządowa nie planuje większych zmian na wschodzie, gdyż już na zachodzie republiki są regiony, którym wcale nie idzie lepiej niż tym na wschodzie. Trzeba też przyznać, iż wschód nie ma już żadnych bodźców do wielkich inwestycji. Wprawdzie potężne przedsiębiorstwa wciąż tworzą nowe miejsca pracy, ale niestety nie w byłej NRD, często w ogóle nie w Niemczech. Rynek jest przesycony i nie potrzebuje dodatkowej produkcji ze wschodnich Niemiec. A gdzie nie ma popytu, tam tworzą się gospodarcze pustki.
Mieszane uczucia
Nic dziwnego zatem, że mimo uroczystych obchodów 20-lecia obalenia muru berlińskiego, szybko powrócono do rutyny, a politycy do polityki. A właśnie politycy powinni zrozumieć, że tylko nadrobienie strat czasu i pieniędzy na wschodzie może zagwarantować także stabilność zachodu. Potrzebna byłaby specjalna protekcja wschodnich landów oraz szczególne wsparcie projektów na wschodzie; umożliwiłoby to wzrost gospodarczy i utworzyło miejsce na nowe inicjatywy i inwestycje. Także i mieszkańcy wschodnich landów sami musieliby zaangażować się w rozwój swojego regionu. Ale brakuje właściwego zainteresowania tym problemem. Łatwiej jest użalać się nad losem, niż samemu podjąć inicjatywę. Każdy obywatel Republiki Federalnej jest wedle prawa wolny i może się swobodnie wypowiadać, bronić swego, tworzyć wspólnoty interesów. Dominuje jednak lęk przed konsekwencjami i odpowiedzialnością, które są efektem owej wolności. Na obchodach 20-lecia upadku muru obrończyni praw z byłej NRD, Marianne Birthler powiedziała: „W ostatnim czasie nowy mur przysparza mnie o bóle głowy. To mur pomiędzy tymi, którzy kochają wolność, a tymi, którzy się jej boją”.
Źródło: REGION Europy nr34