Duopolis?
Tygodnik "Wprost" w numerze 1123 z 06 czerwca 2004 prezentuje bardzo interesujący artykuł Cezarego Gmyza i Steffi Schwabbauer opisujący "zrastanie się" Zgorzelca i Görlitz. Autorzy stwierdzają m.in., że: po zrealizowaniu projektu "Miasto 2030" może powstać jedna stutysięczna aglomeracja zamiast dwóch osobnych miast po obu stronach granicy. Koszty funkcjonowania połączonych miast znacznie się zmniejszą (o 30-40 proc.), głównie dlatego, że zostaną zlikwidowane dublujące się instytucje.
Wkrótce oba brzegi Nysy połączy nowy most, który powinien pomóc odbudować najbardziej zaniedbaną część Zgorzelca - Przedmieście Nyskie. Projekt fuzji obu miast (przed wojną stanowiących jedność) przygotował Instytut Ekologicznej Przestrzeni w Dreźnie, a zaakceptowały władze po obu stronach Nysy. Autorzy artykułu uważają także, że po zjednoczeniu Niemiec w 1991 r. Zgorzelec prawie się nie zmienił, natomiast Görlitz otrzymało wielkie wsparcie finansowe z Bonn. W krótkim czasie miasto, przez lata straszące odrapanymi fasadami kamienic, zmieniło się w jedno z najpiękniejszych w Niemczech. Problemem było to, że z tego pięknego miasteczka zaczęli uciekać jego mieszkańcy. Rynek w Görlitz, po którym przechadzało się coraz mniej ludzi, zaczął przypominać dekorację filmową pozbawioną aktorów - jak w berlińskich studiach Babelsberg. Do połowy lat 90. z Görlitz do tzw. starych landów wyjechało prawie 10 tys. osób. Do dziś wiele witryn sklepowych przy głównej ulicy miasta świeci pustkami. Jako pionierów praktycznej współpracy Zgorzelec-Görlitz Cezary Gmyz przedstawia m.in. Magdalenę Seib, która niedawno przy Berlinerstrasse otworzyła sklep z włoskim obuwiem.
Autorzy opisują jak Polacy radzą sobie w Görlitz mimo zamknięcia dla nich rynku pracy. Najprostszą metodą jej znalezienia jest założenie własnej firmy. Ireneusz Łukiewicz uruchomił po zachodniej stronie granicy przedstawicielstwo firmy produkującej meble. Łukiewicz zauważa, że kilkudziesięcioletnie tzw. przyjazne sąsiedztwo Görlitz i Zgorzelca było fikcją. Niemcy nie traktowali Polaków jak partnerów dopóty, dopóki nie przekonali się, że są solidni, pracowici i przedsiębiorczy. Waldemar Gruna ze Zgorzelca, wydawca dwujęzycznego pisma "Region", twierdzi, że niemiecki rząd przygotował plan zaktywizowania terenów przygranicznych przy udziale polskich przedsiębiorców. Na razie plan jest poufny, bo podważa sens zamknięcia rynku pracy dla Polaków. Kanclerz Schröder już się jednak zorientował, że była to zła decyzja: dla Niemców, nie dla Polaków. Podczas niedawnej krótkiej wizyty w Warszawie kanclerz Niemiec konsultował z polskimi władzami plany ożywienia terenów przygranicznych po obu stronach Odry i Nysy Łużyckiej z udziałem Polaków mieszkających w strefie przygranicznej. Kanclerz miał przyznać w Warszawie, że choć rząd federalny wpompował w byłą NRD 1,2 bln euro, tereny te są dotknięte permanentnym kryzysem. Nie powstrzymano emigracji, społeczeństwo się starzeje, bezrobocie rośnie, nie poradzono sobie z syndromem wyuczonej bezradności.
Z artykułu wynika, że plany połączenia Görlitz i Zgorzelca wydają się aktem desperacji ze strony niemieckiego sąsiada. Władze Zgorzelca chcą tę sytuację wykorzystać. - Zawsze udawało nam się osiągnąć konsensus z niemieckimi partnerami. Spróbujemy stworzyć wspólny organizm - mówi Mirosław Fiedorowicz, burmistrz Zgorzelca. - Jesteśmy jedną rodziną, w której panuje duch zdrowego współzawodnictwa, a nie bezwzględnej rywalizacji. Cel mamy wspólny: jedno miasto - dodaje Rolf Karbaum, burmistrz Görlitz czytamy we "Wprost".
Źródło: REGION Europy nr7