Nóż w plecy
16 września 1939 roku nie był takim samym dniem, jak poprzednie. Analizując nieregularnie napływające z frontu meldunki, można było dostrzec symptomy korzystnej odmiany sytuacji: niemiecki napór słabł, a polski opór zaczynał się wreszcie zazębiać i tężeć. Wojna wkroczyła na obszar "Polski B", gdzie rzadka sieć drożna i kolejowa oraz warunki naturalne w większym stopniu preferowały obronę. Impet niemiecki, zwłaszcza wojsk szybkich, tak w związku z poniesionym stratami, jak zużyciem sprzętu i narastającymi trudnościami zaopatrzeniowymi, zwłaszcza w materiały pędne, zaczął wyraźnie słabnąć.
Na Kresach Wschodnich, nad sowiecką granicą, we względnie bezpiecznych nawet od działań niemieckiego lotnictwa garnizonach, pod energicznym kierownictwem ministra spraw wojskowych gen. Tadeusza Kasprzyckiego, odtwarzano tymczasem, w oparciu o rezerwowe kadry i zapasy broni, rozbite oddziały. Pocieszające było i to, że na Zachodzie trwały widoczne i metodyczne przygotowania do generalnej ofensywy, która, w myśl międzysojuszniczych ustaleń na najwyższych wojskowych szczeblach, miała się rozpocząć piętnastego dnia po ogłoszeniu przez Francję powszechnej mobilizacji, czyli 17 września. Wiadomości te panikowały niemieckich sztabowców, żądających przerzucenia części wojsk nad Ren.
W sztabie polskiego naczelnego wodza odżywał ostrożny optymizm, podzielany zresztą przez szefa francuskiej misji wojskowej, gen. Louisa Faury’ego. Ogólna ocena sytuacji - pisze płk Stanisław Kopański - zdawała się wskazywać na możliwość zorganizowania oporu na "przyczółku rumuńskim" i dalszego prowadzenia walki. (...) Niektórzy z kolegów dość optymistycznie uważali nawet, że moment przełomowy kampanii mamy poza sobą. Nastroje zmieniły się tak bardzo, że niektórzy oficerowie otwierali trzymane od przed wojny na tę okazję butelki szampana.
Trudno oczywiście przesądzić - gdyby nie nastąpiła sowiecka agresja - jak długo Polacy mogliby się jeszcze bronić. Kilka tygodni - co pewno nie miałoby większego znaczenia, czy kilka miesięcy, może do wiosny - co mogłoby zmienić całą sytuację strategiczną. Francuski generalissimus gen. Maurice Gamelin postanowił co prawda 12 września w Abbeville na konferencji międzysojuszniczej, że ofensywy na Zachodzie nie będzie, ale nastąpiło to na skutek przeświadczenia o rychłym i niechybnym uderzeniu sowieckim, wynikającym z ducha i litery tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow. Gdyby zatem walki w Polsce trwały, mając wojska zgrupowane na wszelki wypadek w szyku uderzeniowym, zapewne wykorzystałby wyjątkową okazję do zadania Niemcom klęski.
W świetle powyższych konstatacji nie ulega wątpliwości, że zwycięstwo nad Polską przyniósł Hitlerowi na złotej tacy Stalin. Tak, jak sowiecki dyktator pchnął Führera do rozpoczęcia wojny, zawierając z nim sierpniowy układ, tak teraz, jako niezawodny i wierny sojusznik, zapewnił mu warunki do dalszych zwycięstw. Wojna roku 1939 okazała się być bardziej wojną Stalina niż Hitlera.
Źródło: REGION Europy nr29