• Piłkoszalony

    Polska piłka nożna i ja: bilans życia.
  • Kto tu jest Niemcem?

    Ljuba, Perse i Mehmet żyją i pracują w Niemczech, bo tak wyszło. Są obywatelami Niemiec, ale nie czują się Niemcami.
  • Niemieckie media - Kupieni dziennikarze

    “Kupieni dziennikarze. Jak niemieccy politycy, tajne służby i finansiści wpływają na media w Niemczech” - książka Udo Ulfkotte miała od 2014 roku już 6 wydań.
  • BANKSTERZY

    Banksterzy to tacy ludzie, którzy oferują parasol, kiedy świeci słońce. Ale jak tylko zacznie kropić, to ten parasol zabierają.
  • Riese mroczny olbrzym

    Góry Sowie są górami tajemnic. Znajduje się tam wiele kompleksów podziemnych korytarzy i hal. Co chcieli w nich umieścić hitlerowcy? Fabrykę broni rakietowej czy centra badawcze nad bronią atomową lub kwaterę główną samego Hitlera?
  • Pamiętniki Hitlera - Fałszerstwo stulecia!

    Spokojnie przyjąłem karę za własną głupotę, bo dałem się nabrać fałszerzowi Konradowi Kujauowi. Wkurzało mnie tylko podłe zachowanie redakcji i kierownictwa wydawnictwa, dla których przez 30 lat ryzykowałem zdrowie i życie — mówi Gerd Heidemann.
  • Alternatywa dla Niemiec

    Opinie, które jeszcze 10 czy 20 lat temu można było wyrażać bez problemów, w dzisiejszych czasach szybko są odrzucane jako populistyczne, radykalne, bez serca, niemoralne, itp. - mówi Frauke Petry.

Niemcy się boją... wolnego rynku

Około 43 proc. uważa, że zagrożone są miejsca pracy zarówno wymagające, jak i niewymagające kwalifikacji zawodowych, a 30 proc. obawia się przede wszystkim napływu niewykwalifikowanych pracowników. Tylko 15 proc. pytanych sądzi, że otwarcie rynku pracy nie stanowi zagrożenia dla pracowników niemieckich. Okazuje się, że badania wskazują także, iż silne obawy o miejsca pracy obecne są w całym niemieckim społeczeństwie i widoczne są we wszystkich jego warstwach.

Reglamentacja po wejściu do Unii Europejskiej

Reglamentacja rynku pracy i usług trwała 7 lat od wejścia Polski i innych krajów w struktury UE. Polska jednakże otworzyła swój rynek pracy już w 2004 roku. W budownictwie polskie firmy działały w Niemczech od wielu lat na zasadach tzw. kontyngentów, które przydzielane były przez urzędnikowi ministerialnych, co prowadziło często do marnowania przydzielonych limitów delegowanych do Niemiec pracowników. Roczny limit wahał się w granicach 25 000 budowlańców. Liczba ta co roku się zmniejszała. Zapotrzebowanie niemieckiego rynku na fachowców z Polski rosło, szczególnie do 2008 roku, gdy mieliśmy do czynienia z boomem inwestycyjnym. Być może to było przyczyną „wynalezienia” przez Polaków formy samozatrudnienia we własnej firmie w Niemczech.

Polacy pracują „u siebie”

Często robiono to, aby obejść restrykcje zakazujące do 1 maja 2011 zatrudniania m.in. Polaków. Obecnie mamy w Niemczech około 140 000 samozatrudnionych naszych obywateli, z czego większość działa w budownictwie, zajmując się przeważnie pracami wykończeniowymi. Dodatkowo w 2007 roku Niemcy zaostrzyły przepisy prawne i od tego czasu „praca na czarno” nie jest już tylko wykroczeniem, ale stała się poważnym przestępstwem. To skłoniło także rzesze Polaków pracujących dotychczas w Niemczech „na czarno” do rejestracji swojej samodzielnej działalności, bo ryzyko było zbyt duże (spore kary finansowe oraz zakaz wjazdu do Niemiec w przypadku złapania przy wykonywaniu nielegalnej pracy). Otwarcie rynku pracy w maju pozwoliło części z nich na legalne zatrudnienie się jako pracobiorca, ale większość raczej pozostaje przy tej formie wykonywania usług.

Z pewnością w nowych regulacjach, które pojawiły się po 01.05.11, szansę widzą liczni polscy bezrobotni. A jest to spora grupa ludzi, bo w Polsce statystyki nie ujmują osób, które nie pracują, ale też nie mają przydzielonych świadczeń, czyli zasiłku dla bezrobotnych. W naszym kraju nie ma takiej instytucji, jak „HARZ IV” czy „Mini Job za 1 euro”, ani szeroko zakrojonego systemu szkoleń bezrobotnych. W Polsce zasiłek przyznawany jest na określony czas, a potem traci się status osoby bezrobotnej i „wypada” ze statystyk. Takich ludzi w Polsce jest bardzo dużo, dane mówią nawet o setkach tysięcy nierejestrowanych bezrobotnych. Tu rzeczywiście rodzą się obawy, że spora grupa z nich „zawita” do Niemiec z nadzieją znalezienia pracy, co akurat w ich przypadku może być bardzo trudne albo wręcz niemożliwe.

Płaca minimalna

Niemieckie związki zawodowe od miesięcy biją na alarm w związku z rzeczywistym otwarciem granic, bo to, czego doświadczyliśmy w końcu 2008, czyli wdrożenie zasad Schengen, dotyczyło tylko przemieszczania się obywateli w celach raczej turystycznych. Ranga obecnych zmian jest znacznie większa. Następuje wolność przemieszczania się w poszukiwaniu i podejmowaniu pracy.
Pod tym względem 1 maja 2011 był przełomowy w relacjach gospodarczych oraz politycznych między Polską a Niemcami. To zdają się rozumieć także niemieckie związki zawodowe, które twierdzą, że napływ niewykształconej, taniej siły roboczej ze wschodniej Europy przyczyni się do obniżenia płac. Ich zdaniem tylko wprowadzenie w Niemczech jednolitej płacy minimalnej może zapobiec dalszemu pogorszeniu sytuacji nisko opłacanych pracowników w budownictwie i rolnictwie. W Polsce płaca minimalna obowiązuje wszystkie branże od dziesięcioleci i kształtuje się obecnie na poziomie ok.1400 zł brutto, czyli ok. 350 euro.

Eksperci nie widzą problemu

Z informacji niemieckiej prasy wynika, że eksperci uważają obawy związków zawodowych za przesadzone. Uważają, że imigracja nie ma wpływu na wynagrodzenia i zatrudnienie miejscowej ludności. Na pewno tak jest w przypadku fachowej siły roboczej, ale nie wiadomo, jak to będzie w sytuacji prostych prac przy sprzątaniu czy na budowie.

Jak dotąd nigdy od czasu zakończenia II wojny światowej nie było sytuacji, w której Polak legalnie pracować mógł w Niemczech. Wielu obywateli naszego kraju jeździło na tzw. „saksy” do Niemiec Zach. i na pewno mają do pracy w Niemczech spory sentyment. Szczególnie mieszkańcy pasa nadgranicznego, którzy dość swobodnie operują „niemieckim budowlanym” językiem. Mamy także sporą grupę studentów z Zittau, Goerlitz czy Frankfurtu nad Odrą. Oni wprawdzie już mają przywileje, ale staną się one teraz powszechniejsze wśród polskiej młodzieży, która w większości jest bezrobotna lub żyje na garnuszku swojej rodziny.

Mit rozwoju gospodarczego w Polsce

Niemieccy ekonomiści zaraz po rozszerzeniu UE na wschód szacowali, że liczba imigrantów zarobkowych z nowych państw Unii mogłaby sięgnąć od setek tysięcy do kilku milionów. Obecnie zmienili zdanie i twierdzą, że kraje środkowej oraz wschodniej Europy rozwinęły się gospodarczo, a wynagrodzenia tam wzrosły. Jeden z naukowców mówił prasie: „Ludzie opuszczają swoją ojczyznę tylko wówczas, gdy kierują się materialną potrzebą albo nie mają żadnej pracy. Ale nie porzucają po prostu swych domów tylko dlatego, że gdzie indziej być może zarobią więcej”. Dodał także, że: „Po pierwszym maja niewiele się wydarzy. Nie będzie większej lawiny poszukujących pracy, a raczej wolny strumyk”. Optymizm naukowca jest spory i warty uwagi, lecz praktyka życia codziennego w Polsce i jej gospodarki nie jest taka różowa.

Przykładowo w Jeleniej Górze od prawie pół roku rejestruje się 30-60 bezrobotnych dziennie (bardzo wielu z wyższym wykształceniem, ale nie inżynierskim). Już na pierwszy rzut oka widać, że perspektywy na wiosnę 2013 nie są dobre, czego być może niemieccy ekonomiści nie wiedzą. No bo skąd mają wiedzieć, przecież nie żyją w Polsce, tylko w kraju, w którym zasiłek dla bezrobotnego jest prawie dwukrotnie wyższy od minimalnej polskiej płacy. A dodać należy, że w Niemczech chleb czy olej rzepakowy oraz kosmetyki lub alkohole są o 20-40 proc. tańsze niż w Polsce.

Foto: www.istockphoto.com

Źródło: Twój REGION Europy nr16