Czystość nas zabije?
Częste mycie skraca życie – czy w tym znanym, starym powiedzonku kryje się czysta prawda? Wydaje się, że tak gdyż im bardziej gonimy ze ścierką i detergentem w ręku, tym gorzej radzimy sobie nawet ze zwykłym przeziębieniem.
Poranny prysznic bierze 70 procent mieszkańców miast. Trzy czwarte z nich kilkanaście razy w ciągu dnia ma kontakt z wodą i detergentem. W to wchodzi mycie rąk, mycie kubków po biurowej kawie, czasem przemycie zmęczonej twarzy. Po powrocie do domu 80 procent odpręża się w wannie z gigantyczną ilością płynu do kąpieli. Rekordziści potrafią wytrwać dwie godziny. A ciało cierpi. Szybki prysznic jak najbardziej, ale też bez przesady. Kąpiel w wannie powinniśmy sobie dozować raz na kilka tygodni. Dla skóry nie ma nic gorszego niż wymaczanie. Nawet jeśli robimy to w wonnych olejkach. Skóra traci na sprężystości i staje się jałowa. Giną nie tylko zewnętrzne mikroby, ale i te stanowiące barierę ochronną. A to naraża skórę na atak zarazków.
Cherlawe mimozy
W czasach PRL wszystkie świeżo upieczone matki miały zakaz podchodzenia do swoich pociech bez... maski ochronnej. W szpitalu, tuż po porodzie, niemowlęta poddawane były odkażaniu. Pościel była codziennie dezynfekowana, a pieluchy prasowane. W pokojach podłogi zmywane kilka razy dziennie, odwiedziny zakazane. Prawie przestępstwem był kontakt malucha ze zwierzęciem. Wszystko to sprawiało, że tysiące sterylnych dzieci notorycznie zapadało na anginy, zapalenia płuc i alergie. Kontakt ze środowiskiem zewnętrznym czy to w przedszkolu, czy w szkole, był wstrząsem dla organizmu. – Chowanie pod kloszem było najgorszą rzeczą, jaką rodzice mogli wyrządzić dziecku. Często robili to nieświadomie, bo trzymali się wytycznych lekarza. Odizolowanie od wszystkich gatunków brudu to najlepszy sposób na zabicie odporności i wychowanie typowej, cherlawej mimozy. Potem wystarczy lekki wiaterek, żeby taką mimozę przewrócić. Astma, katar sienny czy nawet cukrzyca to efekty nadmiernej sterylności. Z badań wynika, że niemowlęta, których rodzice przesadnie dbają o czystość i używają wielu detergentów, cztery razy częściej zapadają na astmę niż maluchy, które mają do czynienia z naturalnym brudem. Wszystkiemu winne są VOC, czyli lotne związki organiczne zawarte w środkach czyszczących czy choćby nowych dywanach. Dzisiaj zaleca się, aby dziecko od urodzenia dużo przebywało na dworze, raczkowało po podłodze i bawiło się z psem. Dzięki temu ma uodparniać się na zarazki i uchronić przed alergiami.
Gadająca toaleta
Jeszcze do niedawna używaliśmy góra dwóch środków do czyszczenia. Stary zielony płyn do zmywania naczyń, dobry był także do mycia szafek i podłogi. Nikt nie narzekał na atak bakterii czy niemiły zapach. Dzisiaj nie możemy się obejść bez kilkudziesięciu detergentów. Innych do mycia naczyń, odkażania muszli klozetowej, kafelków, wanny czy bidetu. Do tego dochodzi kilkadziesiąt rodzajów mydła – od glicerynowych przez ph 5,5 aż po antyuczuleniowe, a także szampony, odżywki, kremy i pasty do zębów. Prawdziwego bzika na punkcie higieny mają Holendrzy. W jednej z kawiarni w Amsterdamie zainstalowano toaletę, w której oprócz załatwienia potrzeb fizjologicznych, można również... pogadać. Za sprawą czujników toaleta wyczuwa, co robi korzystający z niej i w razie potrzeby poucza na temat zasad higieny. Padają komunikaty takie jak: „Zanim usiądziesz, rozłóż papierowy ochraniacz” albo „Użyj więcej papieru!”.
Źródło: REGION Europy nr15